Pragnienie zmienienia swojej sylwetki i długie rozterki nad tym czy pójść na siłownię czy może zacząć ćwiczyć w domu są większości z nas znane. Strach przed brakiem wiedzy na temat odpowiednich dla nas ćwiczeń, milionem osób patrzących na nasz każdy ruch i przed wieloma innymi rzeczami, które mogą nas spotkać na sali siłowni. Myśli, które ma się w głowie typu”to nie dla mnie” są zwykłą wymówką. Jednak w pełni je rozumiem, bo wiem jak trudno jest zrobić pierwszy krok..dość duży krok ku zmianie swojego życia. Tak jak Wy zaczynaliście lub się dopiero do tego przymierzacie, ja też miałam swoje początki. Mało kolorowe, ale bez nich nie osiągnęłabym tego co mam teraz. Czy było trudno? Czy wiedziałam co mam robić po wejściu na siłownię? Czy od razu widziałam efekty i stawiałam sobie realne cele? W odpowiedzi na te pytania po prostu posłuchajcie mojej historii…
Początki jak to mówią zawsze są trudne…Po wielu działaniach, które myślałam, że są dobre, a okazały się wręcz przeciwnie, zwyczajnie złe, zrozumiałam dlaczego tak się mówi o początkach. Weźmy za przykład robienie zdjęć, które może wydawać się proste, tak też może być w przypadku siłowni. Jednak prawda jest taka, że w obu przypadkach koniecznością jest pogłębianie swojej wiedzy, szkolenie się i długie praktykowanie, aby doskonalić umiejętności i w końcu dojść do perfekcji. Nic nie przychodzi samo, nie jesteśmy od pierwszego wejścia na siłownię świadomi swojego ciała, co wychodzi przy wykonywaniu ćwiczeń, nie wiemy na co zwracać uwagę, aby nie zrobić sobie krzywdy oraz jakie są mechanizmy i sposoby na „zrzucenie” tkanki tłuszczowej i podbudowanie masy mięśniowej.
Myślę, że nie tylko ja wierzyłam w hasła: „płaski w brzuch w dwa tygodnie” lub „wyzwanie na 100 przysiadów dziennie- jędrne pośladki w miesiąc” i tak dalej. Internet oraz reklamy są tworzone w taki sposób, aby trafiły prosto w nasze marzenia czy cele. Kto by nie chciał mieć płaskiego i umięśnionego brzucha w dwa tygodnie…???!!! Otóż to. Zanim zorientowałam się, co jest prawdą, a co nie, wykonywałam mnóstwo brzuszków, przysiadów, wykroków, mając pewność, że właśnie tędy droga… oczywiście skończyło się to kolejnym niepowodzeniem. W takich momentach, nie zdajesz sobie sprawy co zrobiłeś źle i co tak naprawdę powinieneś robić, aby uzyskać postawiony cel. Przez głowę przechodzą Ci tylko myśli, że to raczej nieosiągalne i niemożliwe, że jesteś w stanie wyglądać jak ktoś… kogo zobaczyłeś w gazecie bądź Internecie.
Po kolejnym niepowodzeniu wzięłam laptopa na ręce i zaczęłam wpisywać hasła, które uważałam za takie, które ułatwią mi dojście do celu. Byłam zwyczajnie ciekawa jak mam jeść, jak trenować, aby schudnąć. Czytałam wiele artykułów o dietach, o makroskładnikach, o prostych ćwiczeniach, które bym mogła wykonywać w domu. Natknęłam się tam jedynie na sprzeczne sobie informacje.. I jak tu się zorientować co jest prawdą a co nie?
Propagowanie produktów light, wykluczanie większości składników, które lubię, milion godzin cardio i to wszystko co znalazłam w Internecie, gdy 3 lata temu chciałam dowiedzieć się o co w ogóle w tym wszystkim chodzi…A gdzie są podstawy? Typu deficyt kaloryczny, dobranie odpowiedniej objętości treningowej dla osoby początkującej lub zwykłe pojęcie kontrolowania kalorii bądź makroskładników? Dalej nie wiedziałam jak mam schudnąć i zbudować fajną pupę i nogi. Zatem pewnego dnia udałam się na siłownię z postanowieniem, że schudnę. Miałam dość popularne założenie czyli zrzucić tkankę tłuszczową z poszczególnych partii takich jak brzuch czy uda… ale… przecież nie da się zrzucić tkanki tłuszczowej z wybranych przez siebie partii, a reszty zostawić bez zmian. Tego też nie dowiedziałam się w źródłach, które uważałam, za inspirujące, a wnioskując po zadawanych mi pytaniach- jest ono dość częstym pytaniem od kobiet.
Jak typowy początkujący na swoich sesjach treningowych robiłam obiegówkę po maszynach bez ułożenia sobie konkretnego planu, a wiecie, że to coś zupełnie sprzecznego do tego co wykonuję teraz. Zazwyczaj moja seria kończyła się na skrajnie wysokich powtórzeniach, bo jak to „logicznie myśląc” – więcej WYDAJE SIĘ lepiej i nie miałam tu pojęcia, że istnieje takie coś jak „hipertrofia” i jakie są jej zasady.
Po treningu robiłam od pół godziny do godziny biegu na bieżni, gdzie zostawiałam resztki energii… Postanowiłam zacząć robić coś więcej, więc przeszłam na strefę wolnych ciężarów, gdzie robiłam przysiady z kettlem. Tutaj również liczba serii i powtórzeń była wysoka..za wysoka. Ale do czego dążę? Nie liczyłam kalorii, stosowałam się do spaczonych zasad z Internetu, które zapamiętałam. Wszystkiego było mało, przeważały produkty light, więc jak dobrze zgaduję nie jadłam wiecej niż 1500 kcal przy tak dużej objętości treningowej i cardio. Jakie były tego skutki? Schudłam 12 kg, a mój brzuch pomimo takiej wagi wcale nie był atrakcyjny, bo tak wysokimi powtórzeniami zdążyłam „spalić” sobie resztki mięśni. Tak samo było z pośladkami. Marzyłam o odtłuszczeniu sylwetki i zbudowaniu mięśni, ale przez złe inspiracje skończyłam z zupełnie odwrotnym efektem.
Na szczęście dzięki mojemu bratu, który miał już spore doświadczenie na temat treningu i diety zaczęłam liczyć kalorie, jeść więcej i podnosić ciężary. Jednak nadal moje treningi nie wyglądały tak jak powinny. Brakowało w nich przygotowania, mobilizacji oraz wiedzy na temat techniki wykonywanych ćwiczeń. Tak jak dowiedziałam się po fakcie, miałam wadę postawy tzw. przodopochylenie miednicy, które można zauważyć u sporej ilości dziewczyn, które mocno ‚wypinają’ tyłek na siłowni bądź na co dzień. Przy dużych obciążeniach takie wady postawy mogą być bardzo niebezpieczne. Mówię o tym, bo sama tego doświadczyłam robiąc przysiady ze sztangą. W moim przypadku skończyło się to na bólu pleców, który był na tyle silny, że nie mogłam wykonać żadnego ćwiczenia. Na szczęście spotkałam na swojej drodze parę osób, a w tym fizjoterapeutę Daniela, który do dziś uczy mnie jak dbać o mięśnie i poprawnie wykonywać ćwiczenia. Pomógł mi również w tamtej sytuacji, rozluźniliśmy docelowe mięśnie, a moim zadaniem było korygować ułożenie miednicy do pozycji neutralnej w każdym momencie dnia, nie tylko na treningu. Wszystko wróciło do normy, a ja pamiętam o korygowaniu postawy do dziś.
Dziś można znaleźć coraz więcej pomocnych artykułów zawierających wszystko o czym należy pamiętać przed treningiem, podczas ćwiczeń i do czego stosować się po sesji treningowej. Odpowiedź na różne pytania znajdziecie również w moich artykułach tutaj. Jeśli chodzi o inne źródła – najlepiej szukać informacji opartych na jakiś badaniach i co najważniejsze w sprawdzonych stronach. Popełnianie błędów w życiu to coś zupełnie naturalnego, jednak zawsze warto spytać osobę doświadczoną lub zasięgnąć po pomoc do trenera personalnego lub fizjoterapeuty, który wie co robi. Świat treningu przy odpowiedniej dawce wiedzy, którą można wykorzystać decydując się na jakiś sposób odżywiania lub dobierając objętość treningową stanie się o wiele ciekawszy. Gwarantuję!
Myślę, że to, że coraz więcej wiem na temat mięśni, ich reakcji na bodźce takie jak ciężary i wiele innych zmieniło moje podejście do świata siłowni. To nie tylko stało się pracą na lepszą sylwetkę, ale dużą pasją, w której liczy się rozsądek, wiedza i dyscyplina. To jak organizm adaptuje się do różnych etapów diet, jak reaguje, jak sami poprzez trening, wiedzę i dyscyplinę robimy postępy w podnoszonych ciężarach czy wyglądzie sylwetki…to coś naprawdę uzależniającego, bo ma swój cel i ciężko wypracowane efekty. Ciągła nauka, zmiany w trybie życia, coraz to lepsze samopoczucie, a to wszystko dzięki własnym zainteresowaniom…