Za nami tegoroczne debiuty. W tym roku wystartowało blisko 300 zawodników. Dla wielu z nich to jedyny start w życiu. Spróbowali, stwierdzili, że to nie dla nich, bądź też stracili wiarę w siebie. Inni, mimo nawet bardzo słabych wyników, startują dalej. Jeszcze inni szlifują swoje bardzo dobre formy na kolejne zawody w sezonie.
Ja do tej pory zrobiłam tylko i wyłącznie jeden start na debiutach. Dlaczego właśnie tak? Dlaczego nie poszłam w ślady koleżanek, które startowały dalej, nawet mimo gorszych miejsc, od mojego?
W tamtym czasie, w lutym 2017, moja forma była taka, jaką udało mi się zrobić. Była najlepszym, co mogłam z siebie dać na tamten moment. Spełniłam swoje marzenie. Od dawna wiedziałam, że moja figura, mój kościec, powinien zostać wykorzystany na scenie. Byłam wtedy chudziutka, nie miałam jeszcze dużej ilości mięśni, a także odpowiedniej ilości pewności siebie i przeświadczenia, że jestem na odpowiednim miejscu. Dopiero stanąwszy na scenie, poczułam jak bardzo jestem u siebie i jak bardzo chcę tam być jeszcze raz. Jednak po starcie decyzja mogła być tylko jedna. Budujemy, doskonalimy, pracujemy i dopiero za jakiś czas, bliżej nieokreślony czas, myślimy o ewentualnych startach. Zbyt wiele było do poprawienia w sylwetce. Zbyt wiele do zrobienia w pozowaniu i za dużo do ogarnięcia w głowie.
Masa
Po debiutach w 2017 roku wyszłam sobie na spokojnie z redukcji i zaczęłam najlepszy i najzdrowszy okres w moim życiu. Okres masy i totalnego luzu żywieniowego w głowie. Czy to oznacza, że jadłam syf i nie liczyłam kalorii? Nie. To znaczy, że miałam tyle jedzenia w makro, że nierzadko musiałam się mocno natrudzić, żeby zdołać je przejeść. Dzięki temu bardzo rzadko myślałam o czymkolwiek spoza produktów, którymi posługuję się na co dzień w moim stylu żywienia. Bywały dni, w których kalorie liczyłam mniej więcej, dbając o to, żeby nie zjeść za mało. Jadłam dziennie 3,3 tys kcal, które potem na moją prośbę zmniejszyliśmy do 3 tys kcal (w pewnym momencie zwyczajnie nie byłam w stanie jeść aż tak dużo). W tym czasie zdarzało mi się też dojeść do moich kcal coś dodatkowego, na przykład 10 gałek lodów z okazji dnia dziecka 🙂
Były też wakacje we Włoszech – pizza, lody, ciastka i jeszcze raz lody. Totalny tygodniowy luz i radość z życia.
Dlaczego o tym wspominam i co z tego wynika?
Zdrowie! Zdrowie fizyczne i zdrowe podejście do jedzenia.
Zdrowa relacja z codziennością i miłość do własnego życia to klucz do zdrowia w ujęciu całości.
Kochaj siebie, kochaj swoje życie, a będziesz rosnąć i wyglądać tak, jak tego chcesz 😀 Psychosomatyka ma ogromną moc i nie jest to już science fiction.
Moja masa zakończyła się wraz z Sylwestrem. Była dla mnie czasem budowania siebie pod wieloma względami. Mimo ogromu kalorii udało mi się zachować estetykę. Ciało z coraz większą ilością masy mięśniowej, potrafiło doskonale wykorzystać dostarczane mu kalorie.
Nad przygotowaniami czuwał i czuwa, niezmiennie od dwóch lat Kamil Koczwara. Niezależnie jak często trenujemy razem, zawsze znajdzie się coś, co można zrobić lepiej.
Niezmiernie ważne są też spotkania z osobami, które korygują moje pozowanie! Mogę też liczyć na ocenę całego looku scenicznego i niezastąpione rady maksymalnie doświadczonych ludzi.
Starty
Nadszedł czas na plany startowe. Powoli w trakcie roku zauważaliśmy jak mocno zmienia się moja sylwetka, jak ciało reaguje na bodźce treningowe i jak moja sumienna praca przekłada się na to, jak wyglądam. Schemat był prosty – nie ma pleców – plan – miesiąc – są plecy. Obecnie jedna z moich najmocniejszych partii. Nadal niezmiennie szukamy sposobu na barki, które są moją sylwetkową piętą achillesową, ale nie mam zamiaru się poddawać! Nie byłabym Ruda, gdybym założyła, że się nie uda.
Decyzja była prosta – duże zawody poprzedzamy mniejszymi i mniej ważnymi w randze kraju. Duże zawody miały być od razu Mistrzostwami Polski. Z mniejszymi czekaliśmy na pojawienie się kalendarza. Wreszcie w połowie stycznia klamka zapadła – Mistrzostwa Wielkopolski Grodzisk Wielkopolski 16-17 marca. Weryfikacje w moje urodziny 😀 Szansa na przypomnienie sobie sceny, na mniejszy stres podczas Mistrzostw Polski. Forma będzie taka, jaka ma być na 5 tygodni przed docelowym startem.
Jeszcze niedawno wydawało się, że to szmat czasu, obecnie do pierwszego startu zostały niecałe trzy tygodnie.
Hotel zarezerwowany, podróż ustalona, makijaże obmyślane, stroje gotowe.
Redukcja
Redukcję zaczęłam od 1 stycznia. Na początku po prostu trzymałam miskę, inaczej niż na masie, licząc wszystko. Trening nie różnił się niczym od tego na masie. Tak – nie ma czegoś takiego, jak trening na masę czy na redukcję! 😉 Dodaliśmy jedynie 30 minut cardio trzy razy w tygodniu. Następnie po miesiącu obcięliśmy jakieś 200 kcal, znacząco podnosząc węgle kosztem tłuszczu. Teraz, od dwóch dni, na dwa i pół tygodnia przed pierwszymi zawodami, zjadam 2,5 tys kcal, nadal bazując na bardzo wysokich węglach. Jestem już trochę głodna. W moim przypadku 2,5 tys kcal to duży deficyt kaloryczny. Cardio podnieśliśmy nieznacznie i obecnie to tylko 3 razy 40 minut w tygodniu. Trening siłowy to pięć bardzo ciężkich jednostek bazujących na wielostawach. Skupiam się bardzo na technice i tempie wykonywania ćwiczeń, maksymalnie rozumiejąc biomechanikę ruchu. Dodatkowo, ze względu na styl życia, pracę mój codzienny NEAT jest dość wysoki.
Przygotowania do startu
Jeszcze chwilę temu wydawało się, że do zawodów szmat czasu. Pisząc do Was postanowiłam policzyć dni i okazało się, że do pierwszego startu pozostało mi 17 dni. Tylko 17 dni! Nie będzie to start z formą docelową, ponieważ taką szykujemy na Mistrzostwa Polski, 5 tygodni później. Jednak to nie powód, żeby odpuszczać. Forma będzie zrobiona najlepiej, jak to możliwe na ten dzień! 🙂
Co gotowe? Czego jeszcze brak?
Właśnie czekam na rozpiskę dotyczącą ostatnich dni przed startem – treningu i diety oraz suplementacji.
Na dniach zamawiam moją wspaniałą paczuszkę od testosterone.pl, gdzie na pewno znajdę absolutnie wszystkie potrzebne rzeczy. Nie tylko suplementy, ale także bronzery, oliwki <3
Zaczęłam kleić kryształy na stroju. Jak myślicie, jaki kolor wybrałam tym razem?! 😀
Mam potrzebną biżuterię.
Uczę się też makijażu, o którym możecie przeczytać w moim poprzednim artykule.
Refleksje
Nadal wiele mówi się o tym, że bikini fitness, a konkretnie osiąganie niskiego poziomu tkanki tłuszczowej jest bardzo niezdrowe i zawsze wiąże się z ogromnymi startami dla organizmu. Czy tak jest naprawdę? Nie. Można to zrobić z głową. Wszystko zaplanować, dokładnie obliczyć, wspierać się suplementacją. Znaczącą kwestią będzie tu nasz naturalny poziom tkanki tłuszczowej. Hejtując ten sport, wyobraź sobie, że dla niektórych poziom tkanki tłuszczowej na scenie, jest niewiele niższy od tego, do którego organizm jest przyzwyczajony na co dzień.
Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Czekajcie na kolejny wpis już po zawodach w Grodzisku! 🙂