Przedstawiam Wam cykl artykułów dotyczących przygotowań do debiutów w kategorii bikini fitness. Będę je zamieszczać co tydzień. Obecny wpis tworzę, gdy do zawodów pozostało równe 5 tygodni (8 grudnia 2017).
Na początek trochę liczb – obecna waga 67 kg, wzrost niezmiennie 179 cm. Wymiary biust 96, talia, 62, biodra 98. Pięć treningów siłowych tygodniowo plus interwały i cardio. >5 h pozowania tygodniowo.
Strój w przygotowaniu! Nie pokażę go na forum przed zawodami, będzie niespodzianką! 🙂 Będzie piękny, wymyślony przeze mnie i stworzony przy pomocy przyjaciół.
Decyzja o wzięciu udziału w zawodach nie była potrzebą chwili ani żadnym impulsem. Na początku, gdzieś dawno temu była pierwsza myśl. Owszem. Jednak była to tylko myśl, pomysł. Dlaczego? Bo ktoś podpowiedział, że mam do tego warunki – wąska talia, szerokie ramiona, szerokie biodra. Słowem bardzo kobieco, a o to przecież chodzi w bikini fitness. Popatrzyłam na siebie i zdecydowałam, że chciałabym spróbować.
Początki nie należały do łatwych. Nie chciałabym tu wchodzić w szczegóły. Efektów ciężkiej pracy było bardzo niewiele. Z moim ciałem nie działo się praktycznie nic, a wkładałam w ćwiczenia całą siebie – duszę i ciało. To bardzo demotywowało. Jednak wtedy los postawił na mojej drodze właściwych ludzi. Wtedy wszystko się zaczęło. W lutym, rok temu, poszłam na trening, na którym w końcu dowiedziałam się jak zrobić porządny przysiad (nie mogąc robić wiele więcej po operacji ręki). Dwa tygodnie potem poznałam człowieka, który obecnie dba o mnie, jak mało kto. Mojego trenera Kamila Koczwarę. Jak mawia – już wtedy wiedział, że jestem kumata i będę się słuchać 😀 Nie wiedział tylko jeszcze z jak mocno zdeterminowaną osobą ma do czynienia. O tym przekonał się wkrótce. I wtedy sam stwierdził, że jest we mnie to coś, co pozwoli nam przygotować się razem do zawodów bikini fitness. Obstawiam, że był to maj poprzedniego roku. Tym czymś jest moja naturalna sylwetka w postaci iksa 🙂 Resztę wypracujemy!
I zrobiliśmy to. Praca nade mną opierała się najpierw na analizie wyników badań i dietoterapii. Bez tego nadal byłabym tym samym chudzielcem, co jeszcze rok temu. Dzięki Kamilowi mój organizm osiągnął harmonię, w której w końcu zaczął czuć się bezpiecznie. Przytyłam! Zbudowałam pokaźną, jak na mnie ilość mięśni.
O tym co było we mnie nie tak i jak to naprawialiśmy opowiem w następnej odsłonie.
Obecnie, na 5 tygodni przed startem ze spokojem w głowie i najedzonym brzuchem (zjadam 2,6 tys kcal dziennie :D) oglądam codziennie moje nowe ciało. Tak, codziennie nowe, bo tak szybko następują we mnie zmiany. Muszę przyznać, że na początku łatwiej było mi je zauważać. Obecnie jestem już w stosunku do siebie dużo bardziej wymagająca. Na szczęście mam kogoś, kto patrzy na mnie swoim obiektywnym wzrokiem – trenera. I dzięki niemu jestem spokojna. Wiem, że wszystko idzie jak trzeba, że o wszystko mogę spytać, że dba o mnie jak mało kto na świecie, że najważniejsze w tym wszystkim jest moje zdrowie! Tak właśnie. Zdrowie! Gdybym się o nie obawiała, gdyby ktoś kazał mi jeść głodowe porcje, gdybym nie czuła się bezpiecznie… Nigdy nie zdecydowałabym się na start. Każda redukcja, KAŻDA, nawet ta moja, na ogromnych kaloriach, zabezpieczona suplementami i wiedzą człowieka, który zastraszająco dużo wie, niesie ze sobą stres dla organizmu. Zatem próbowanie jak bym wyglądała na start bez planu wystartowania, bezsensowne redukcje, niezaplanowane w naszym planie treningowo-żywieniowym są i będą zawsze niosły ze sobą ryzyko dla naszego organizmu.
Ja swoją redukcję rozpoczęłam już w połowie października. Dlaczego tak szybko? Cztery miesiące przed zawodami? Otóż dlatego, że w takim czasie jesteśmy w stanie zredukować na tyle wolno i na tyle spokojnie, aby nie robić niepotrzebnej krzywdy naszemu ciału. Chudnę od tego czasu regularnie pół kg na tydzień. Początkowo jedyne co zrobiliśmy to rekompozycja składników odżywczych diety – nie obcięliśmy kalorii, więc organizm nie poczuł się zagrożony i niedożywiony, co byłoby bardzo złe ze względu na moje problemy zdrowotne, które osiągnęły harmonię, ale na które zwracać uwagę będzie trzeba już zawsze. W grudniu dodaliśmy niewielką ilość wysiłku typu cardio. Nie dotykałam maszyn cardio od 1,5 roku, więc założyliśmy, że taka aktywność przyniesie efekty.
Jem naprawdę dużo, jak już wspominałam. Moja dieta jest dostosowana do mnie, posiłki w ciągu dnia podzielone tak, żeby mój organizm czuł się dobrze.
Co jest dla mnie najważniejsze w obecnych przygotowaniach? To, że mam w okół siebie ludzi, na których mogę liczyć – cały sztab osób, które trzymają kciuki i są w gotowości pomóc mi w wielu sytuacjach. I właśnie dlatego najbardziej w świecie nie mogę się doczekać tego dnia! Dnia zawodów. Dlatego, że będę miała wokół siebie wszystkich najważniejszych dla mnie ludzi, ich wsparcie, pomoc. Za to już teraz Wam wszystkim dziękuję! <3
W następnej części prócz wspomnianych wcześniej problemów zdrowotnych opowiem Wam dlaczego w ogóle podejmuję się wzięcia udziału w zawodach!