W drogerii półki uginają się od nadmiaru kosmetyków do wszystkiego i na wszystko. Wszystkie z nich są, według producenta, cudownie działającymi preparatami. Niestety w praktyce często wygląda to zupełnie inaczej – stosowanie większości to dostarczanie przez skórę ogromnych ilości niepotrzebnych substancji.
Zanim przejdziemy do kwestii wsparcia skóry, włosów i paznokci, zajrzymy na półkę z kosmetykami, aby przyjrzeć się składnikom w nim zawartym. Często kosmetyki, reklamowane jako ziołowe, naturalne (linie botanique wprowadziła obecnie na rynek chyba każda firma), zawierają w sobie niezdrowe substancje. Jeśli w składzie znajdziemy poniższe, możemy być pewni, że ziołowe są tylko w części oraz z nazwy.
SAS i związki pokrewne (sodium lauryl sulphate) jest jednym z najczęściej używanych w kosmetykach detergentów. Został uznany za ogólnie bezpieczny, jednak badanie przeprowadzone w Medical College of Georgia wykazało, że szampony z SLS mogą opóźnić gojenie się ran w powierzchni rogówki i mogą powodować zaćmę u dorosłych (dostając się do oczu podczas mycia włosów). Jeśli chodzi zaś o skórę głowy, kontakt z SAS prowadzi do mniej poważnych skutków ubocznych, takich jak chropowata, szorstka skóry i uszkadza mieszki włosowe, co zaburza ich zdolność do wzrostu włosów. Fajną alternatywą dla SLS będzie Decyl polyglucoside, który ma bardzo łagodne działanie myjące. Dzięki tej substancji kosmetyk będzie w stanie uzyskać konsystencję emulsji bez rozwarstwiania się.
Cocomidopropyl Betaine jest często stosowana w szamponach dla dzieci, które nie powodują szczypania oczu. Niestety substancja wydaje się być odpowiedzialna za wiele reakcji alergicznych. Spotkać ją możemy często w szamponach, jak i w żelach pod prysznic.
Dietanoloamina lub DEA – jest stosowany w wielu szamponach, ponieważ nadal widnieje na liście GRAS (Generally Recognised As Safe – lista bezpiecznych dodatków do żywności, uznana przez Kongres Stanów Zjednoczonych). Dzieje się tak pomimo faktu, że w eksperymentach laboratoryjnych, wykazano, że wysokie dawki składników powiązanych z DEA powodują nowotwory wątroby i zmiany rakotwórcze w obrębie skóry i tarczycy, a także powodują łagodne do umiarkowanego podrażnienie skóry i oczu. Nie należy zapominać o tym, że muszą być przyjmowane, stosowane w dużych dawkach.
EDTA (disodowy kwas etylenodiaminotetraoctowy) – istnieje bardzo wiele badań potwierdzających potencjał alergiczny. Substancja ta jest jedną z najsilniej uczulających substancji stosowanych w kosmetykach. Działa drażniąco na skórę i błony śluzowe. W kosmetykach odpowiada za konsystencję. Znajdziemy go często w kremach, błyszczykach, szamponach, żelach pod prysznic, a także w chusteczkach nawilżanych dla dzieci. Ma właściwości wiążące metale ciężkie. Może działać kancerogennie. Jeśli zareagujesz zapaleniem skóry na szampon, lub inny kosmetyk, sprawdź czy nie zawiera EDTA.
Formaldehydy to kolejna potencjalna grupa substancji alergizujących. Stanowi jeden z ulubionych konserwantów producentów kosmetyków, ponieważ np. dzięki dodaniu go do szamponu, po umyciu, uzyskamy efekt gładkości włosów (wpływa na keratynę). Niestety, formaldehyd jest znanym czynnikiem rakotwórczym, który może powodować reakcje alergiczne skóry, podrażnienia oczu i nosa oraz raka płuc, nawet podawany tylko przez skórę.
Parabeny są to najczęściej stosowane środki konserwujące, jakie znajdziemy w kosmetykach. Używane są do kontrolowania wzrostu drobnoustrojów, co skutkuje przedłużeniem przydatności do użycia. Udowodniono ich kancerogenne właściwości. Wszystkie główne marki kosmetyków wycofują się z ich stosowania, ponieważ dowiedziono, że stosowanie ich miejscowo, sprawia, że są mocniej biodostępne, niż gdyby przyjmować je doustnie. Zatem stosowane na skórę będą wpływać bardzo negatywnie na nasz organizm.
PEG (glikol polietylenowy) – jest, podobnie jak parabeny, jedną z substancji, którą wielu producentów wykorzystuje w swoich produktach – nawet tych z opisem bez PEG. Podobnie jak parabeny, PEG łatwo przenika przez nawet nienaruszoną sórę i pokonuje bariery biologiczne. Substancja ta może zmniejsać naturalne nawilżenie skóry, powodując przyspieszone starzenie, a także zwiększoną przepuszczalność innych substancji, w tym oczywiście też tych szkodliwych. Z tego względu bardzo niebezpieczne jest szczególnie połączenie PEG oraz innych substancji, które wykazują działanie rakotwórcze, a którymi kosmetyki są często zanieczyszczone w procesie produkcji (np 1,4-dioksan i tlenek etylenu).
Silikony i ftalany – do tej grupy substancji należą SLS i SLES, są to bardzo silne detergenty. Producenci stosują je również w chemii gospodarczej i przemysłowej, ponieważ koszty są niskie. Działają na skórę silnie drażniąco i uczulają. Są obecne w większości kosmetyków do mycia, ponieważ silnie się pienią. Bardzo mocno wysuszają skórę, powodując świąd, a w skrajnych przypadkach prowadzą do atopowego zapalenia skóry. Na skórę głowy mogą działać wywołując łupież, swędzenie skóry głowy oraz łamliwość i wypadanie włosów. Szczególnie nie powinno się stosować ich u kobiet w ciąży oraz u niemowląt.
Co zatem jest najważniejsze w dbaniu o skórę, włosy i paznokcie, a więc całościowo o wygląd? Optymalna dieta i zdrowy styl życia. Bez tego możemy smarować się najdroższymi kremami, balsamami i stosować najbardziej wymyślne odżywki, ale i tak nie uzyskamy zamierzonego efektu.
Jeśli podstawy w postaci diety i dbania o swoje zdrowie są zrealizowane, warto wspomnieć o tym, jak wspomagać organizm, żeby lepiej radził sobie z utrzymaniem zdrowej skóry, włosów i paznokci. Tu pomocne mogą być suplementy diety. Jest ich bardzo wiele. Występują pojedynczo w preparatach bądź w połączeniach opracowanych specjalnie dla wspierania naszego piękna. Są to m.in biotyna, tiamina, skrzyp polny, NAC, ryboflawina, witamina A, beta karoten, witamina E, witamina B12, pokrzywa zwyczajna, p5P (witamina b6), kwas hialuronowy, krzem, miedź, lit, lizyna, MSM, cynk i selen.
Z racji wielości tych substancji, omówię dla Was te, które sama sprawdziłam i uważam za szczególnie warte zainteresowania, czyli moje must have.
Moje suplementacyjne MUST HAVE
Biotyna
czyli witamina B7 bierze udział w wielu procesach w organizmie, ponieważ jest niezbędnym składnikiem karboksylaz biotynozależnych. Karboksylazy te uczestniczą w wielu ważnych reakcjach biochemicznych, takich jak glukoneogeneza, synteza kwasów tłuszczowych. Witamina wspomaga również funkcję tarczycy i, co istotne dla tego artykułu, wpływa na właściwe funkcje skóry i włosów.
Właściwie nie stwierdza się przypadków jej niedoboru, wyłączając przypadki dziedzicznych patologii czy długotrwałej antybiotykoterapii. Jednak według badań przeprowadzonych na grupach ludzi, mających problemy z włosami i paznokciami, suplementacja biotyną może być bardzo korzystna. Wśród 18 przypadków randomizowanych badań na grupach osób posiadających patologie w zakresie wzrostu włosów lub paznokci, po suplementacji biotyną, stwierdzono znaczącą poprawę kliniczną.
Naukowcy uważają, że suplementacja biotyną jest zbyt mocno propagowana, a jej działanie upiększane. Jej popularność nie jest współmierna z efektami, które można dzięki niej osiągnąć.
Według mojego doświadczenia, suplementacja biotyną, wraz ze zoptymalizowaną dietą i zdrowym stylem życia, przynosi fajne efekty, jeśli chodzi o poprawę jakości włosów i paznokci. Jako dowód macie zdjęcie moich naturalnych, bardzo długich paznokci, pokrytych jedynie hybrydą.
MSM
czyli genialnie przyswajalna, organiczna siarka. W przeciwieństwie do biotyny, na potwierdzenie jej działania, istnieje cała masa badań – randomizowanych z podwójnie ślepą próbą i kontrolą placebo. Jednymi z takich badań została poddana grupa zdrowych kobiet w wieku od 21 do 75 lat. Badano wybrany, 4 cm2 obszar skóry głowy i sprawdzano go dwa razy dziennie przez 180 dni. Podstawową miarą skuteczności suplementacji był wzrost liczby włosów po 90 i 180 dniach. U grupy placebo średnia ilość włosów nieznacznie się zmniejszyła, wypadanie postępowało. Natomiast u osób przyjmujących MSM, średnia ilość włosów wzrosła z 271 do 571 w 90 dniu suplementacji i 609,6 w 180 dniu. Znacznie więcej osób z grupy kontrolnej, przyjmującej MSM, zauważyło poprawę ogólnej objętości włosów i grubości owłosienia po 90 dniach. Dodatkowa poprawa po 180 dniach obejmowała połysk włosów, zatrzymanie wilgoci i gładkość skóry. Nie odnotowano żadnych działań niepożądanych. Dlatego też MSM jest jednym z najskuteczniejszych i najbardziej efektywnych suplementów, które mogą przyczynić się bezpośrednio do poprawy jakości naszych włosów, skóry i paznokci.
MSM OD NOW FOODS – KLIKNIJ TUTAJ!
Skrzyp polny i pokrzywa zwyczajna
Siła ziół to nie wymysły naszych babć. Wyżej wymienione przeze mnie zioła mają potwierdzone działanie i wpływają na skórę, włosy i paznokcie, poprawiając ich stan. Nie bez przyczyny znajdziemy je w wielu stackach, działających z założenia na poprawę stanu naszej urody. Bardzo polecam ten preparat:
Jest to niedrogi i skuteczny produkt, zawierający w swoim składzie między innymi dwa wymienione przeze mnie zioła, ale także inne z określonych we wcześniejszej części artykułu aminokwasy, witaminy i minerały oraz kolagen. Ze względu na zawartość krzemu w skrzypie polnym, nie poleca się stałego stosowania suplementów z jego udziałem. Korzystnie jest zrobić powiedźmy miesiąc przerwy po trzymiesięcznej kuracji podobnym preparatem.
Kompleks witamin B
Jak widać w spisie, na stan skóry korzystnie mogą wpływać liczne witaminy z grupy B. W kompleksach takich jak B-Balance znajdziecie najlepiej przyswajalne formy witamin takich, jak tiamina (B1), ryboflamina (B2), niacynę (B3), p5p (B6), witaminę B12 w formie metylokobalaminy oraz wcześniej omawianą już biotynę.
B-balance z idealnie dobranym składem!
Witamina B1 ma wpływ na metabolizm tkanki tłuszczowej, wpływa na lepszą jakość skóry poprzez walkę ze stanami zapalnymi (tutaj nie tylko cera i lepszy jej wygląd, ale także pomoc w walce z opornym cellulitem).
Witamina B2 jest niezwykle ważna dla skóry, ponieważ odpowiada za jej zdrowy wygląd. Pomaga zachować prawidłowe pH skóry. Jest pomocna w gojeniu się ran oraz wspomaga prawidłowe funkcjonowanie skóry i błon śluzowych. Jest stosowana w walce z trądzikiem czy łojotokowym zapaleniem skóry. Jej stosowanie opóźnia proces starzenia się skóry, a więc powstawanie zmarszczek czy przebarwień.
Witamina B3, czyli niacyna jest odpowiedzialna za utrzymanie skóry w dobrej kondycji poprzez regulację jej złuszczania, a także wpływ na gospodarkę wodną. Ważną funkcją witaminy b3 jest neutralizowanie szkodliwego promieniowania UV. W moim przypadku suplementacja niacyną zmniejszyła do minimum fotowrażliwość, objawiającą się tzw. uczuleniem na słońce.
Witamina B6 odpowiada za kondycję skóry. Wspomaga walkę z trądzikiem i cellulitem. Jest stosowana przede wszystkim przy cerach mieszanych i tłustych. Wpływa na kondycję włosów, zapobiega łysieniu. W sieci znajdziemy bardzo wiele badań, przeprowadzonych szczególnie na kobietach w okresie menopauzy, które objęte były kuracją P5P w celu zmniejszenia ilości wypadających włosów. Co ważniejsze kuracje te stosuje się z dużym powodzeniem. Witamina B6 późnia procesy starzenia, wpływając na syntezę kolagenu, który jest tak ważny dla zachowania młodości naszej skóry.
Witamina B7 (biotyna) była opisana wyżej!
Witamina B8 (inozytol) jest niekiedy stosowana w kuracji zapobiegającej łysieniu, ponieważ dzięki niej rosną nasze włosy (wobec wpływu na funkcjonowanie układu nerwowego, jest to mało znacząca własność tej witaminy).
Witamina B9 (kwas foliowy) przyśpiesza proces regeneracji naskórka, dzięki czemu m.in. redukuje skutki fotostarzenia się skóry. Wpływa na redukcję szkodliwego oddziaływania promieniowania UV.
Witamina B12 m.in. reguluje syntezę melaniny, a co za tym idzie, umożliwia powstanie pięknej, równomiernej opalenizny.
Moje kosmetykowe MUST HAVE
Jestem słaba, jeśli chodzi o pielęgnację – nie chce mi się, nie mam czasu, siły, żeby siedzieć godzinami w łazience. Stawiam na podstawową pielęgnację i zawsze dbam o to, żeby moje kosmetyki były zgodne ze stylem życia, jaki prezentuję. Znaczy to, że są naturalne, bez niepotrzebnych dodatków. Opowiem Wam o tym, czego używam do twarzy, ciała oraz do włosów. Paznokci nie pielęgnuję – jestem totalnym antytalenciem w tym zakresie i dba o to za mnie ktoś inny (buziaki dla Martyny, jeśli to czyta).
Włosy
1. Szampony i odżywki
Mój numer 1, jeśli chodzi o włosy, to ulubiona rokitnikowa seria kosmetyków firmy Natura Siberica. Właściwie czego bym z niej nie spróbowała, sprawdza się w 100%. Ja używam wersji do włosów suchych i zniszczonych (niebieski pasek na etykiecie). Szampon jest lekki, świeży. Ma charakterystyczny dla rokitnika zapach, który utrzymuje się na włosach po myciu. Jest jednak na tyle delikatny, że nie powinien nikomu przeszkadzać. Do kompletu polecam odżywkę z tej samej serii z efektem laminowania. Włosy po jej użyciu nabierają połysku, są wygładzone i odżywione. Wszystkie kosmetyki z tej serii posiadają certyfikat „wild harvested”.
Drugą opcją, którą używam zamiennie z wyżej opisaną serią, jest popularna Alterra i jej seria do włosów suchych i zniszczonych. Kosmetyki mają świetny skład. Ładnie pachną, dobrze oczyszczają włosy i skórę głowy. Zdarzyło mi się też używać pozostałych szamponów alterry z innych serii (np. do włosów farbowanych) i byłam równie zadowolona.
Nowość na naszym rynku, maski od Garniera. Tak jest. Mają genialny skład i świetnie działają na włosy a poza tym pachną tak, że chciałoby się je zjeść. Wszystkie są super, wszystkie raczej do włosów suchych, zniszczonych czy farbowanych.
2. Olejki
Moje włosy są raczej suche, sztywne i puszące się. Tak już mają. Są też grube i łatwo tworzy się z nich fryzury. Jak wszystko, mają swoje wady i zalety. Jednak przez to wszystko potrzebują dużej dawki nawilżenia i połysku. Dbam o to używając różnego rodzaju olejów. Moje ulubione to:
Altera, olej do włosów suchych i łamliwych. Smaruje nim po myciu mokre włosy od połowy długości i dodatkowo nakładam więcej na końcówki. Olej ma świetny skład i sprawdza się doskonale.
Natura Siberica, olejek rokitnikowy pochodzący z tej samej serii, co omawiane wcześniej szampon i odżywka. Jest niezastąpiony, ponieważ jest niezwykle lekki i mogę go nałożyć całkiem dużo na końcówki włosów, bez wrażenia ich tłustości. Genialnie wygładza włosy, nie obciążając ich.
Mój ostatni must have to ajuwerdyjski olejek Sesa. Główne zastosowanie tego oleju to zapobieganie wypadaniu włosów oraz likwidacja łupieżu. Ja jednak stosuję go, aby stymulować prawidłowy wzrost zdrowych, gęstych włosów. Olej składa się z 18 ziół, 5 olejów oraz protein mleka. Olej jest używany od wieków przez hinduskie kobiety, które jak wiemy słyną z pięknych, zdrowych i gęstych włosów. Regularne używanie oleju powoduje że włosy stają się lśniące i zdrowe a cebulki doskonale odżywione. Ja stosuję go dość regularnie – staram się chociaż dwa razy w miesiącu, choć myślę, że lepsze efekty uzyskałabym stosując go raz w tygodniu lub nawet przed każdym myciem włosów. Nie robię tego jednak, ponieważ wymaga to troszkę zachodu. Olejek Sesa podgrzewam w kąpieli wodnej, w małej miseczce. Temperatura sprawia, że olej lepiej przenika przez skórę. Nakładam go nie na włosy, a przede wszystkim na skórę głowy i najczęściej zostawiam na noc lub przynajmniej na kilka godzin w ciągu dnia. Niestety olej pachnie dość wyraźnie i charakterystycznie. Myślę, że dla wielu osób zapach może być mało przyjemny. Zawsze, gdy idę w nim spać, podkładam ręcznik na poduszkę, ponieważ inaczej zapach zostaje tam na długo. Po umyciu na włosach pozostaje tylko delikatny zapach, który już nie przeszkadza.
3. Pozostałe kosmetyki
Moim hitem jest mało popularny produkt – peeling do skóry głowy. Używając go, pobudzamy cebulki do wzrostu, zapewniamy lepszą regenerację skóry głowy. Super szczególnie latem, gdy nasza skóra między włosami jest mocno narażona na promienie słoneczne (tak, między włosami słońce też opala!) oraz zimą, gdy nosimy czapki i siedzimy w ogrzewanych, suchych pomieszczeniach, co często kończy się łupieżem z powodu przesuszenia skóry głowy. Przed pierwszym zastosowaniem obawiałam się, że peeling nie zmyje się z pomiędzy włosów. Nic takiego nie miało miejsca nigdy.
Twarz
1. Kremy i olejki
Jeśli chodzi o pielęgnację twarzy, stawiam na podstawy. Nie umiem siedzieć godzinami w maseczce, czy wykonywać czasochłonnych zabiegów. Moje hity to:
Olejki Lovecoil- na dzień matujący (zielony), na noc mocno regenerujący, który służy także do pielęgnacji skóry szyi i dekoltu (części ciała, które najmocniej się starzeją (razem ze skórą dłoni) i najbardziej to na nich widać).
Olejek matujący genialnie matuje skórę na cały dzień, świetnie sprawdza się przed wykonaniem makijażu. Skóra po jego użyciu nie jest wysuszona ani naciągnięta.
Olejek regenerujący na noc sprawia, że od razu po jego użyciu, skóra nabiera niesamowitego blasku i aż krzyczy tym, jak mocno jest odżywiona.
Zamiast olejów używam czasem zamiennie zestawu w postaci kremu matującego na dzień oraz mocno odżywczego kremu na noc z firmy Le Cafe de Beaute.
Poza tym w okresie jesienno-zimowym używam serum z kwasem migdałowym, który wyrównuje koloryt, złuszcza martwy naskórek i działa regenerująco na skórę twarzy.
Pozostały jeszcze kremy pod oczy – z racji mojej starości, są to raczej kremy nieco mocniejsze niż te tylko nawilżające 😉 Na pierwszy ogień kremy z Eco Laboratorie. Pierwszy z nich to krem z kwasem hialuronowym, natychmiastowo liftingujący. Kolejny, nieco słabszy, regenerujący. Oba sprawdzają się świetnie.
Poza tym lekki krem likwidujący obrzęki z firmy Dr.Konopka’s. Stosuję raczej do zadań specjalnych po nieprzespanej nocy, niż na co dzień.
2. Płyny miceralne i toniki
Moje oczy ciężko znoszą większość płynów miceralnych. Szczypią, łzawią i są czerwone – szczególnie po tych aptecznych… Moje hity jeśli chodzi o tę część pielęgnacji, które łączą w sobie skuteczny demakijaż oraz delikatność dla mojej skóry i oczu, to przede wszystkim te dwa produkty:
Oba są bardzo skuteczne i delikatne dla oczu. Poza tym mają dobrą cenę w stosunku do ilości produktu. Zdarzyło mi się używać także widocznego poniżej płynu miceralnego z Eco Labu, ale jest on niemal dwukrotnie droższy od wyżej przedstawionych, a działa podobnie.
Jeśli chodzi o tonizowanie twarzy, od dość dawna używam toniku w sprayu od Ziai i jestem mu wierna. Mega wygodna opcja spryskiwania twarzy jest dodatkowym atutem, poza tym, że produkt sprawdza się bardzo dobrze i ma fajny skład.
3. Żele do mycia twarzy
Wiem, że niektórzy wcale nie myją twarzy wodą, zamiast tego używają właśnie płynów miceralnych. Ja nie umiałabym tak żyć! Po przebudzeniu oraz przed snem muszę dokładnie umyć twarz, następnie stonizować skórę i nałożyć kremy. Bez mycia wodą czułabym się brudna…
Do mycia twarzy używam najczęściej pianki lub żelu z Eco Labu do skóry mieszanej i tłustej. Jest to ten sam produkt, ale w różnych formach. Żel jest dużo bardziej wydajny niż pianka.
Stosuję go zamiennie z musem do mycia twarzy do skóry tłustej i mieszanej z Le Cafe de Beaute.
Moim ostatnim odkryciem, przy okazji wakacji i przymusu zabrania czegoś, co nie przekroczy samolotowego limitu 100 ml, jest biała glinka do mycia ciała i włosów od Babuszki Agafii. Sprawdziła się doskonale oczyszczając twarz z pozostałości makijażu i brudu nazbieranego w Neapolu 😉
Ciało
1. Balsamy, masła
Jak wspominałam, jestem strasznie słaba jeśli chodzi o pielęgnację, jej regularność i czas poświęcany swojemu ciału. Najgorzej wypada u mnie smarowanie całego ciała różnymi specyfikami… Po prostu zajmuje to za dużo czasu, trzeba potem schnąć, mazidło się wchłania… Za długo. I próbowałam już wszystkiego, co ma dobry skład, wszystko wchłania się za długo – dla mnie. Jednak oczywiście i tutaj mam swoje ulubione produkty. W tym przypadku liczy się dla mnie przede wszystkim skład oraz zapach – kocham kłaść się do łóżka pachnąć cudownie balsamem (mimo to nienawidzę poświęcać temu czasu… to jak ze sprzątaniem – nienawidzę sprzątać, ale kocham porządek).
Numerem jeden w tym dziale będzie chyba dla mnie masło do ciała z rokitnika z Natura Siberica. Jest superlekkie, natychmiast się wchłania i jest niezmiernie wydajne. Dosłownie odrobina wystarcza, żeby posmarować całe ciało. Zapach jest taki, jak wszystkich kosmetyków z rokitnika – nieco kwaśny, winny. Ogólnie ciało po aplikacji pachnie jednak delikatnie i świeżo.
Kolejne masła do ciała – odrobinę mniej wydajne niż to z rokitnika, ale na tle balsamów i maseł drogeryjnych nadal genialne w tym aspekcie. Próbowałam dwóch z trzech dostępnych wariantów maseł z Le Cafe de Beaute. Pierwsze z nich z ziarnami kakaowca pachnie słodko, czekoladowo – zapach kojarzy się z monte, 1:1 😀 Drugie, z awokado, ma piękny, niezwykle świeży zapach.
Drogeryjny wybór w moim przypadku padł na balsam Evree Instant Help z masłem mango. Balsam naprawdę genialnie nawilża, jest dość wydajny i przede wszystkim pięknie, delikatnie, ale wyraźnie pachnie mango.
2. Olejki
Olejki – numer jeden do ciała – olej kokosowy extra vergine. Jeśli tylko mam możliwość nakładam go na całe ciało tuż po kąpieli i zakładam długie leginsy oraz bluzkę na długi rękaw. Po przebudzeniu nie biorę prysznica, aby nie zmywać niewyczuwalnej już warstwy oleju.
Z olejków dostępnych w drogeriach świetnie sprawdzą się te z Alterry. Każdy ma świetny skład, więc możemy wybrać to, co odpowiada nam najbardziej – właściwościami, zapachem. Dla mnie numer jeden to olej do ciała z rokitnika. Możecie już chyba zauważyć, że to mój ulubiony składnik wszelkich kosmetyków do pielęgnacji.
3. Produkty do mycia
Jeśli chodzi o produkty do mycia ciała, wybieram to, co pięknie pachnie, z pośród produktów, które nie zawierają SLSów i zawierają naturalne składniki. Pokażę Wam tutaj przykładowe rzeczy, które obecnie używam, a poza tym po prostu zasadnym będzie wymienienie firm, które oferują wypróbowane przeze mnie produkty.
Żele pod prysznic z Organic Shop – w wielu wariantach zapachowych.
Alterra i jej kremowe żele pod prysznic – są świetne, chociaż mnie nie do końca odpowiadają ich zapachy oraz konsystencja. Jednak należy przyznać, że dobrze oczyszczają i nawilżają skórę.
Poza tym dobre są balsamy z Dove. Rzeczywiście w składzie nie znajdziemy niepożądanych substancji. Są kremowe, świetnie nawilżają i mają fajną gamę zapachów.
Odrębną kwestią jest płyn do higieny intymnej – tutaj niezmiennie wygrywa najtańszy z możliwych produktów Facelle Sensitive. Ma dobre Ph, nie zawiera detergentów, jest delikatny dla wrażliwych miejsc intymnych. I kosztuje koło 5 zł za 300 ml.
Mycie rąk również było dla mnie sprawą problematyczną, ponieważ moje ręce zaczęły być tak suche, że przestałam sobie z tym radzić. Próbowałam wszelkich kremów, olejów, maseczek na noc pod rękawiczki. Przeszłam kurację dermatologiczną, zaproponowaną przez genialnego dermatologa – pomogła, ale problem wrócił. Nic nie chciało pomóc. Okazało się, że wystarczyło znaleźć przyczynę. Były nią pośrednio SLSy, które uszkadzały barierę ochronną skóry. Potem na siłowni czy przy pracach domowych, wszystko łatwiej przenikało przez naskórek i niszczyło skórę rąk. Dla mnie, osoby która myje ręce co chwilę, zbawieniem okazały się po prostu mydła w płynie bez SLSów. Jest ich sporo na rynku. Obecnie używam mydła w płynie z Organic Shop. Polecam też mydła z Yope. Z niecierpliwością czekam na premierę mydła Alterry, która odbędzie się w sierpniu.
4. Peelingi
W przypadku peelingów jeszcze trudniej mi o regularność, niż w przypadku balsamów. Ale staram się!
Wiem, że wiele z Was poleca peeling z kawy i oleju kokosowego, jednak dla mnie nie do przejścia jest to jaki brud po sobie zostawia. Zamiast tego wolę wybrać naturalne peelingi z ulubionych przeze mnie firm.
Jeśli chodzi o peeling cukrowy, używam niezmiennie tanich peelingów (ok 10 zł) z Organic Shop. Wybieram albo zapach czekolady, kawy, albo świeży zapach owocowy. Pachną tak, że ma się ochotę je zjeść.
Peelingów solnych używam rzadziej, ponieważ trzeba to robić z dala od depilacji. Wybieram te naturalne, ze składnikami ziół i minerałami.
Fajną opcją są też bardziej delikatne peelingi. Wśród nich wyróżnić mogę przede wszystkim po raz kolejny linię rokitnikową od Natura Siberica – rokitnikowo-miodowy głeboko oczyszczający scrub do ciała. Poza tym genialny okazał się ostatnio produkt, który dostałam gratis do zakupów w moim ulubionym sklepie – pianka-scrub pod prysznic z Le Cafe de Beaute. Pachnie wiśniami jak genialny, domowy kompot mamy. I służy do mycia, nie musimy więc najpierw się myć, a dopiero potem używać peelingu.
Podsumowując – wszystko, czego używam do pielęgnacji ciała, wybieram zgodnie z tym, jak żyję. Kosmetyki są naturalne, poza tym nie kosztują wiele. Uwierzycie, że najczęściej kosztują mniej niż ich drogeryjni konkurencji?
Do tej pory nie udało mi się znaleźć skutecznego, naturalnego antyperspirantu. Chętnie dowiem się też jakie są wasze kosmetykowe hity! Piszcie w komentarzach co podbiło wasze kobiece serca! I dajcie znać jak sprawdzają się u was moje typy 🙂
Ablon Glynis, MD, FAAD, „A Double-blind, Placebo-controlled Study Evaluating the Efficacy of an Oral Supplement in Women with Self-perceived Thinning Hair”, J Clin Aesthet Dermatol. 2012 Nov; 5(11): 28–34.
Chiu T., Chin-Hsien; Huang, Shu-Hung; D. Wang, Hui-Min, „Hair Health, Concerns of Shampoo Ingredients and Scalp Nourishing Treatments”,Current Pharmaceutical Biotechnology, Volume 16, Number 12, December 2015, pp. 1045-1052(8).
Militello, Giuseppe, Sharon E. Jacob, and Glen H. Crawford. „Allergic contact dermatitis in children.” Current opinion in pediatrics 18.4 (2006): 385-390.
Patel DP, Swink SM, Castelo-Soccio L, „A Review of the Use of Biotin for Hair Loss”, Skin Appendage Disord. 2017 Aug;3(3):166-169. doi: 10.1159/000462981. Epub 2017 Apr 27.
Udebuani, A. C., et al. „Possible Health Implications Associated with Cosmetics: A.” Science 3.5-1 (2015): 58-63.
Vozmediano, J. M., et al. „Evaluation of the irritant capacity of decyl polyglucoside.” International journal of cosmetic science 22.1 (2000): 73-82.
Oleńka
10 października 2018 o 15:24Mam żal, że tak późno natrafiłam na ten post :(! Jest to idealny poradnik dla kobiet. Zapisuję w zakładkach „ulubione” :)!
Pan Redaktor
10 października 2018 o 20:12Lepiej późno, niż wcale! Cieszymy się, że takie posty również trafiają w gusta osób czytających naszego bloga :)!